Rekordowe przedsięwzięcie z myślą o chorych

Valerjan Romanovski, zeszłoroczny zwycięzca Maratonu Mazovia MTB 24H walkę z własnymi możliwościami toczy z myślą o Pacjentach chorych na białaczkę i inne nowotwory krwi. Już w piątek 25 lipca, podejmie próbę pobicia rekordu Guinnessa w nieprzerwanej jeździe rowerem górskim przez 48 godzin. W tym czasie chce przejechać blisko 800km po trasie off-roadowej! Partnerem tego niezwykłego wydarzenia jest Fundacja DKMS Polska.

DKMS: Panie Valerjanie, już w piątek 25.07 będzie Pan próbował zmierzyć się z nie lada wyzwaniem. Spróbuje Pan przejechać blisko 800km na rowerze MTB w 48h i tym sposobem pobić rekord Guinessa. To robi wrażenie… Co się zmieni w Pana życiu, jeśli pobije Pan ten rekord?

VR: Mam się zmierzyć z rekordem Guinnessa, to trudny przeciwnik, dlatego mam dla niego szacunek. Po takiej walce zawsze zostają blizny, nie tylko na ciele. Po zwycięstwie człowiek staje się silniejszy, widzi, że ciężka praca i mordercze treningi przyniosły efekt.

DKMS: A dla kogo i dlaczego chce Pan ten rekord pobić?

VR: Może po to, aby pokazać sobie i światu, że warto pracować nad sobą, że jeżeli bardzo chcemy osiągnąć jakiś cel, to warto do niego dążyć. Największym ograniczeniem i przeszkodą do dążenia do celu, marzeń jesteśmy my sami. Jeżeli czegoś nie jesteśmy w stanie zrobić dziś, to trzeba próbować to zrobić za kilka lat, tylko trzeba małymi krokami zmierzać do danego celu i na pewno się uda.

DKMS: Nie uważa Pan, że zależy to od naszego temperamentu, który kształtuje nasz charakter, a ten często utrudnia takie podeście do życia? Jaki jest Pana charakter?

VR: Trudny (śmiech). Na kształtowanie mego charakteru wpłynęło wiele czynników: pochodzenie, wyjazd z kraju, różne sytuacje życiowe. Powstała pewna hybryda. Zapraszam na bicie rekordu Guinnessa, aby zmierzyć się z „nim” trzeba użyć nie tylko siły fizycznej, ale wszystkich cech charakteru. Przy pewnej wrażliwości można będzie przyglądać się, jakich cech charakteru używam i w którym momencie.

DKMS: Ale dlaczego wybrał pan rower do tej „rzeźby” własnego charakteru? Jak się zaczęła ta Pana przygoda z rowerem?

VR: Jestem przekonany, że w wielu dyscyplinach sportu mógłbym się sprawdzić (śmiech). Chodzi mi bardziej o uprawianie sportu, dyscyplina nie ma większego znaczenia. Kolarstwo? Może dlatego, że jest to trudny sport. Urodziłem się nieopodal Wilna, w polskiej rodzinie. Zawsze byłem aktywny fizycznie, mieszkając na Litwie uprawiałem lekkoatletykę: bieganie, skoki w dal, narty biegowe. Uczęszczałem do polskiej szkoły i zawsze reprezentowałem swoją szkołę na zawodach sportowych. Nieswojo się czułem, gdy nie byłem pierwszy w zawodach (śmiech), chyba, że pierwszy był mój brat bliźniak. Chciałem przynieść chlubę naszej mniejszości narodowej. Mieszkając na Litwie zawsze byłem dumny, że jestem Polakiem, a moi rodzice aktywnie uczestniczyli w Związku Polaków na Litwie, więc od najmłodszych lat pomagaliśmy rodzicom we wszelkich działalnościach związanych z szerzeniem polskości na Litwie. Kolarstwo zacząłem uprawiać już w Polsce. Mając 26 lat zdobyłem pierwszy medal na Mistrzostwach Polski w kategorii Masters. Jednak po tym sukcesie powiedziano mi, że jestem za stary na kolarza zawodowego, więc zmieniłem rodzaj wyścigów i zacząłem startować w ultramaratonach w Mazovii 24 H.

DKMS: Czyli lubi Pan długie dystanse?

VR: Sądzę, że dystans nie ma większego znaczenia, dobrze się czuję tak na krótkich wyścigach, jak i na długich. Medale na Mistrzostwach Polski zdobywałem na „czasówkach”. Teraz startuję na długich dystansach, bo wymagają ciągłej współpracy ze swoim organizmem, charakterem, walki ze słabościami.

DKMS: Podchodzi Pan do sportu jak do wyczynu, czy pasji?

VR: Sport jest moim stylem życia, jestem jak rekin, który musi być ciągle w ruchu, bezruch dla mnie jest męczący, jest to kara nie do zniesienia (śmiech). Więc w moim przypadku, sport można określić jako pasja, a nawet nałóg. Sport zawsze był przy mnie, mogłem na niego w każdej chwili liczyć. Sport pozwala mi zachować równowagę psychiczną, ludzie często zawodzą, a sport nigdy.

DKMS: Ok, przekonał mnie Pan do takiego podejścia, a teraz proszę powiedzieć, co ma z tym wszystkim wspólnego DKMS?

VR: Patrząc po ludzku na bicie rekordu Guinnessa, można dojść do wniosku, że nie jest możliwe pokonać dystans bliski 800 km w ciągu tylko 48 godzin, w jeździe non-stop na trasie przełajowej. Jeżeli będziemy w czasie bicia rekordu korzystać tylko z siły fizycznej, to na pewno nie uda nam się, nawet się zbliżyć do rekordu, bo człowiek ma ograniczone możliwości fizyczne. Więc skąd brać siły? Z pokładów wewnętrznych, z głębi siebie. Fundacja DKMS jest w moim przekonaniu takim źródłem, które uzupełnia zapasy wewnętrzne. Przy wsparciu fundacji zdaję sobie sprawę, że jadę nie tylko dla siebie, dla zaspokojenia własnej ambicji, ale dla osób, które czekają na pomoc. Nie mogę ich zawieść, muszę pokazać, że zawsze warto walczyć, nawet wtedy, gdy się wydaje, że nie ma sensu bo sukces jest nierealny.

DKMS: Czyli, to taki symboliczny przejazd, pokazujący, że wiele zależy od naszego nastawienia, podejścia i woli walki, w chorobie również? Czy myśli pan ze utrzymanie dobrej formy dzięki sportowi daje jakąś gwarancję na zdrowie?

VR: Kilka lat temu po szczegółowych badaniach lekarskich stwierdzono u mnie pewną dolegliwość w kręgosłupie, lekarze zabronili mi intensywnie ćwiczyć, zastrzegając, że mogę skończyć na wózku. Więc miałem wybór albo do sportu podejść rekreacyjnie, albo na przekór lekarzom nadal startować w zawodach 24 H. Kręgosłup wzmocniłem gorsetem mięśniowym i niedługo mam się zmierzyć z rekordem Guinnessa (śmiech). Przygotowania do tego typów zawodów zobowiązuje do zachowania ścisłego rygoru, im wyzwanie jest trudniejsze, tym wymaga większej dyscypliny w przygotowaniach. Zawodnik w czasie przygotowania ma przestrzegać ścisłej, zdrowej diety, regularnie ćwiczyć i się wysypiać. Czy przeciętny człowiek spełnia te warunki? Człowiek ma dużo większe możliwości fizyczne niż mu się wydaje, tylko że zaniedbał siebie przez lenistwo, próżność i został inwalidą na własne życzenie. Spójrzmy na ulice ilu chodzi po nich mężczyzn „w ciąży”. Niestety wielu z nas robi z organizmu śmietnik na odpady.

DKMS: Co będzie Pana najbardziej dopingowało w tym przejeździe?

VR: Świadomość, że są osoby, którym zależy, aby mi się udało. Osoby potrzebujące pomocy w pokonaniu choroby, zaczynając od znalezienia swego genetycznego bliźniaka. Na pewno chciałbym, aby rekord Guinnessa w jeździe non-stop przez 48 h należał do Polaka, w dodatku z Wileńszczyzny. A na koniec wyścigu, że w końcu odpocznę (śmiech)

DKMS: A jednak, marzy się Panu odpoczynek? To jak wygląda Pana typowy dzień?

VR: Każdy dzień jest inny, to zależy od okresu przygotowawczego i dnia tygodnia. Jeden dzień w tygodniu mam wolny od treningów, wtedy staram się z marnym skutkiem(śmiech) nadrobić zaległości w innych dziedzinach mego życia. W sobotę i niedzielę przez całe dnie mam treningi od 8 -15 godzin dziennie, przed treningiem trzeba zaplanować i przygotować odpowiednie posiłki i suplementy diety. W dzień ,, normalny”, mam tylko 4-6 godzin treningu. A każdy dzień zaczynam wieczorem, bo od jakości snu będzie zależało jak mam zaplanować dzień. Tak, więc: od 22.30-6.00 czas na sen. Część każdego dnia poświęcam córce, którą sam wychowuję, 1 lub 2 treningi, ok. 8 posiłków, kilka godzin na pracę, kilka godzin nauki (obecnie studiuję). Jak doba robi się za krótka, to ją rozciągam(śmiech), czasem udaje mi się zyskać kilka godzin łącząc obowiązki: z córką idę na basen lub siłownię, do klienta na spotkanie jadę rowerem etc.

DKMS: to w zasadzie Pana życie jest ciągłym maratonem, 365 dni w roku. Czy Pana organizm ma jakieś granice wytrzymałości? Rekord Guinnessa nie będzie niczym nowym.

VR: Owszem organizm po takim wysiłku będzie wyczerpany, wycieńczony. Ale nie można mnie porównywać do przeciętnego 40 letniego Kowalskiego, który siedząc przez większość życia w wygodnej kanapie podejmuje decyzję o biciu rekordu (śmiech). Mój organizm jest przyzwyczajony i wystarczająco dobrze wytrenowany do startów długodystansowych, po 10 godzinach jestem dopiero dobrze rozgrzany i mogę rozpocząć właściwą jazdę. Poza tym, mam cudownych kibiców w osobie mojej córeczki i rodziny, to zobowiązuje i dodaje sił.

DKMS: To jeszcze na koniec proszę nam zdradzić jak dawno temu zarejestrował się Pan w bazie DKMS Polska i dlaczego?

VR: Zarejestrowałem do bazy potencjalnych dawców szpiku i komórek macierzystych Fundacji DKMS Polska już kilka lat temu, w mojej miejscowości Busko Zdrój. Była tam zorganizowana zbiórka dla znajomej mi osoby. Zrobiłem to, bo jest to dla mnie oczywiste, bardziej mnie martwi, dlaczego inni tego nie robią.

DKMS: no cóż nic dodać, nic ująć. Jesteśmy przekonani, że fani DKMS Polska, a jest ich na samym tylko Fanpage ponad 240 tysięcy również będą trzymać za Pana kciuki i gorąco kibicować. Życzymy już tylko pogody!

W czasie bicia rekordu Guinessa, będzie można zarejestrować się jako potencjalny dawca komórek macierzystych w bazie Fundacji DKMS Polska. Jeśli jednak nie będziecie mieli okazji uczestniczyć w tym wyjątkowym wydarzeniu osobiście, zapraszamy do rejestracji na www.dkms.pl

źródło: http://dkms.natemat.pl/110815,rekordowe-przedsiewziecia-z-mysla-o-chorych